Książka, której już nie kupisz... czyli co Piotr Krysiak napisał o Edycie Górniak

Z tą książką jest trochę tak, że mało kto ją czytał, ale prawie każdy o niej słyszał. „Edyta Górniak: Bez cenzury” miała być nieautoryzowaną biografią, a stała się... historią wydawniczą, która zakończyła się w sądzie i skutecznie wycofała publikację z obiegu. Dziś zdobycie egzemplarza graniczy z cudem. Może się trafi gdzieś na OLX-ie lub Allegro, za nieprzyzwoitą kwotę, ale warto przypomnieć sobie, że to właśnie ta książka wprowadziła Piotra Krysiaka do medialnego mainstreamu.

Nie bez powodu dziś tę książkę określa się jako „biały kruk”. Była początkiem kariery literackiej Piotra Krysiaka, który później zasłynął publikacjami „Diler gwiazd” czy „Dziewczyny z Dubaju”. A dla Górniak bolesnym przypomnieniem, że cena sławy może być wysoka nie tylko w blasku reflektorów, ale i w zaciszu sali sądowej.

Piotr Krysiak bez litości, ale czy bezstronnie?

Książka miała być portretem jednej z największych gwiazd polskiej sceny muzycznej. Ale od pierwszych stron widać, że autorowi nie zależało na tworzeniu pieśni pochwalnej. Górniak została ukazana nie jako ikona, lecz jako postać pełna sprzeczności: utalentowana, ale nieprzewidywalna, ambitna, ale też emocjonalnie niestabilna i trudna we współpracy. Krysiak przeprowadził ponad 150 rozmów z ludźmi z jej otoczenia – byłymi menedżerami, współpracownikami, dziennikarzami, a nawet członkami rodziny. Zbudował z tego materiału portret osoby nie tylko impulsywnej, ale i, w pewnym sensie, tragicznej.
Dla wielu czytelników było to szokujące. Górniak dotąd funkcjonowała w przestrzeni publicznej jako „dama blasku” – pierwsza dama Eurowizji, diwa, artystka. Krysiak w książce zrywał kolejne warstwy tego wizerunku, ujawniając, m.in. kulisy jej związków, konflikty z menedżerami i współpracownikami, a także momenty załamań emocjonalnych.

Od biografii do sądu

Co ciekawe, pierwotnie dziennikarz planował napisać książkę we współpracy z Górniak (złożył taką propozycję, ale pozostała bez odpowiedzi). Gdy publikacja była już gotowa, ze strony piosenkarki przyszła informacja, że jednak chce zaangażować się w tworzenie wspólnej biografii. Krysiak odmówił, uznając, że nie może zignorować pracy dziesiątek osób.
W książce pojawiły się wątki, które, choć pozornie „dziennikarskie’,okazały się dla wielu kontrowersyjne. Najwięcej emocji wzbudziły opisy życia uczuciowego wokalistki oraz jej rzekome próby samobójcze w czasie relacji z Robertem Kozyrą. Krysiak sugerował, że były to formy manipulacji emocjonalnej. Wersja Edyty Górniak była diametralnie inna. Stwierdziła, że „97% książki to kłamstwa”.
Finalnie sprawa trafiła do sądu, który zakazał dalszego rozpowszechniania książki, zobowiązał Krysiaka do przeprosin na łamach „Gazety Wyborczej” i „Super Expressu” oraz do wpłaty 10 tys. zł na rzecz fundacji Anny Dymnej. Dziennikarz pokrył też koszty procesu. Co ciekawe, w uzasadnieniu sądu nie wskazano jednoznacznie, które fragmenty naruszały dobra osobiste. Krysiak do dziś twierdzi, że nie wie, co musiałby usunąć, by książka mogła wrócić na rynek.

Przerost treści nad formą?

Styl „Edyta Górniak: Bez cenzury” to mieszanka rzetelnego śledztwa z elementami bulwarowego języka. Momentami książkę czyta się jak dobrze zredagowany tabloid (dużo cytatów, dużo szczegółów, dynamiczne sceny i emocje). Z jednej strony mamy tu spory nakład pracy i solidne źródła. Z drugiej- trudno nie mieć wrażenia, że część wątków mogła być przedstawiona zbyt sensacyjnie, z myślą o wywołaniu medialnego efektu, a nie rzetelnym pogłębieniu postaci.
To nie jest analiza psychologiczna, to raczej zbiór historii – czasem bardziej ułożonych, czasem wręcz chaotycznych – które razem tworzą obraz kobiety sławnej, ale samotnej, niezwykle utalentowanej, ale też niestabilnej emocjonalnie. Krysiak chciał pokazać ‘prawdziwą Edytę’. Jak sam pisał, jej życie to „brazylijska telenowela”. I rzeczywiście: książka pełna jest momentów dramatycznych, czasem wręcz graniczących z prywatnością.

Piotr Krysiak – ciekawy start?

„Edyta Górniak: Bez cenzury” to swoisty dokument epoki – pokazuje, jak funkcjonował polski show-biznes na przełomie lat 90. i 2000, jak powstawały kariery i jak je niszczono. To również opowieść o tym, jak dziennikarstwo może balansować na granicy informacji i naruszenia prywatności, oraz jak celebryci próbują (z lepszym lub gorszym skutkiem) kontrolować narrację o sobie.

Okładka książki Edyta Górniak. Bez cenzury

Piotr Krysiak „Edyta Górniak: Bez cenzury” – recenzje czytelników

Strasznie emocjonalna… 

Nie mogłam nie przeczytać tej książki, mimo że wiedziałam, że Edyta się pod nią nie podpisała. I powiem szczerze – miałam momenty, kiedy musiałam ją odłożyć, bo czułam się, jakby ktoś grzebał w cudzym życiu bez pozwolenia. Piotr Krysiak niby wszystko oparł na faktach, ale ton niektórych fragmentów był po prostu złośliwy. Rozumiem ciekawość ludzi, ale artystka to też człowiek. Niektóre rzeczy były niepotrzebne. Przez to wszystko książka robi więcej hałasu niż wnosi czegoś naprawdę wartościowego.

Klimat zza kulis

Nie jestem fanem Edyty Górniak, ale czytałem, bo znajoma mi poleciła. Całkiem ciekawie napisane, dużo się człowiek dowiaduje o tym, jak działa show-biznes od środka. Trochę jakby wyciąganie brudów, ale też chyba nikt tego wcześniej tak nie opisał. Może autor momentami przesadza, ale z drugiej strony – to się dobrze czyta, szybko. Na pewno nie jest to książka dla każdego, ale jeśli ktoś lubi takie klimaty zza kulis, to może mu się spodobać.

Sporo niedociągnięć 

„Edyta Górniak: Bez cenzury” to książka problematyczna. Krysiak tworzy biografię bez udziału samej zainteresowanej, co już samo w sobie jest kontrowersyjne. Tekst momentami balansuje na granicy reportażu i plotki – szczególnie tam, gdzie dotyczy życia prywatnego artystki. Z jednej strony doceniam próbę ukazania złożoności tej postaci – z drugiej: zabrakło mi kontekstu kulturowego, szerszego spojrzenia na fenomen Górniak jako zjawiska medialnego. Forma też jest nierówna – od porządnych fragmentów do stylizacji na brukowiec. Zabrakło spójności i empatii.

Mnie zachwyciła

Ta książka mnie zaciekawiła, ale nie urzekła. Styl jest miejscami zbyt potoczny, a treść przypominała mi bardziej zbiór doniesień niż biografię z prawdziwego zdarzenia. Nie jestem zwolenniczką publikowania tak intymnych szczegółów bez zgody osoby, której dotyczą. Krysiak niewątpliwie zna warsztat dziennikarski, ale zabrakło mi tu klasy, umiaru i refleksji. Książka może być atrakcyjna dla czytelników szukających sensacji, lecz ja oczekiwałam czegoś bardziej stonowanego i mądrego.